Urodzilam sie 26 lat temu w Chrzanowie i majac zaledwie 5 lat marzylam juz o tym, zeby kiedys wyjechac daleko stad, w daleki swiat. Odkad pamietam zawsze chcialam byc znana piosenkarka, jak Shazza :) Pod prysznicem spiewalam z mama piosenki o choinkach i krasnoludkach, ale tak na prawde w sercu zawsze czulam, ze kiedys uslyszy mnie wiecej ludzi, niz tylko tata za sciana. Dni spedzalam na rowerze, z masa kolezanek i kolegow. Gralismy w pilke, wymienialismy sie karteczkami, ciagle bujalismy w oblokach... Lata mijaly wolno, a ja bylam bardzo szczesliwa jedynaczka, majaca przy sobie wspanialych rodzicow i najlepszych na swiecie dziadkow. Coroczne wakacje nad morzem z Mama i Tata, jajka niespodzianki od Dziadka ze sklepu, zakupy z "wiecznie mloda" Babcia, simsonek Dziadka Jasia czy paciorki Babci Zosi, to cos, czego nigdy nie zapomne.
Moim drugim, zaraz po "piosenkarstwie" marzeniem bylo miec rodzenstwo. Kazdego wieczoru przygladalam sie w niebo i szukalam spadajacej gwiazdki, ktora mogla by mi pomoc i w koncu przyniesc braciszka albo siostrzyczke. Udalo sie. Majac 12 lat urodzil sie moj Brat. To bylo, do tamtej pory, najwazniejsze i najwieksze wydarzenie w moim zyciu. Bylam przeszczesliwa! I kolejne lata dzielilam wlasnie z Nim. Na poczatki ciezko bylo mi sie pogodzic, ze jest on oczkiem w glowie mojego dziadka, ale z momentem kiedy dowiedzialam sie, ze dziadek jest ciezko chory i ma raka, odtad kazdy Jego usmiech, kiedy trzymal na reku Maciusia byl na wage zlota.
2003 rok byl dla mnie przelomowy. Moi dziadkowie odeszli, rodzice sie rozstali. Nie wiedzialam co ze soba zrobic... Emocje, uczucia, nerwy i lzy towarzyszace temu wszystkiemu byly ogromne. Czulam totalna pustke i tak, jakby ktos mi cos oderwal od polowy mnie... I wtedy wlasnie poznalam Milana, mojego teraz meza :) i zycie stalo sie znowu piekniejsze! Po naszej polrocznej znajomosci wyjechalismy do Londynu. Ja rzucilam szkole, co moi rodzice mieli mi za zle przez jakis czas :) Twarza w twarz spotkalam sie z doroslym zyciem. Bylo ciezko. Bardzo. Ale chcialam tego.
Z kazdym telefonem do Polski zapieralo mi dech w piersiach i odbieralo mowe, a lzy zbieraly sie litrami. Nie wiem, jak to mozliwe, ale z jednej strony tak bardzo bylam szczesliwa, bedac tutaj, a tak samo bardzo chcialam wrocic do domu. Niewytlumaczalne, ale tak bylo, naprawde. Minal rok... pozniej drugi, trzeci, osmy. Przez ten czas doroslam, zmienilam sie chyba pod kazdym wzgledem. Rozlaka z rodzina jaka przezylam, byla najwiekszym bolem w zyciu, jakiego doznalam. Teraz odbieram to na szczescie nieco inaczej, po prostu ja mam tutaj swoje zycie, swoja rodzine, a w Polsce jest kolejna jej czesc. Nikogo nie stracilam, tylko nie moge ich widziec na codzien. Ale oni sa i tak samo tesknia i kochaja, a ja wiem, ze juz za niedlugo i tak bedziemy wszyscy razem :) ( i nigdy nie zrozumiem czemu inni ludzie zazdroszcza czasem emigrantom, uwierzcie mi, pieniadze w porownaniu z rodzina to jedno wielkie ZERO).
Majac chlopaka 8 lat, chyba nie musze rowniez dodawac, ze bywa roznie i nerwow i smutkow tez mozna troche zgromadzic :) co innego maz, to juz samo szczescie (hahaha).
Tak w telegraficznym skrocie wygladalo moje zycie :) Moze nie bylo pelne grozy, ale jak widac rozami rowniez nie bylo uslane. Moze w porownaniu z innymi i tak wypada dosc rozowo, ale na pewno nie bylo kolorowe.
I pomimo tego, ze piosenkarka nie zostalam ( WIEM, wszystko przede mna :) ), to jestem bardzo szczesliwa.
Do czego zmierzam?
Nikt nie ma prawa nac oceniac. Kazdy ma swoje zycie, ktore przezywa jak chce. Swoja przeszlosc, przez pryzmat ktorej widzi swoja przyszlosc. Popelnia bledy i na nich sie uczy. Czasami wkurza nas zdanie innych, ale uwierzcie mi, lepsze jest to gorsze, niz zadne. Oznacza tylko jedno, wartosc czlowieka.
A gdy w dzien urodzin dostaje tone kwiatow i serdecznych zyczen, nie moze byc piekniej!
...bo najwazniejsze jest co w zyciu!? OPTYMIZM!!
Mam nadzieje, ze nikt nie zostal urazony w tym poscie. To tylko moj blog i moje przemyslenia, a zdanie innych szanuje jak najbardziej.